Olejowanie włosów zostało przerobione już w każdy możliwy sposób i na każdym blogu. Przyznam się bez bicia, iż mimo mojej dużej podatności na próbowanie nowinek kosmetycznych, to początkowo olejowanie włosów wyobrażałam sobie mniej więcej tak:
Zgłębiłam jednak temat i zachęcona bardzo pozytywnymi doświadczeniami wielu dziewczyn zaopatrzyłam się w "podstawowy olejowy zestaw". Pierwsze podejście było serio profesjonalnie przygotowane - olej migdałowy, czepek na głowę, wszystko pod ręcznik i cała noc z olejem na głowie. Rano - koszmar, włosy skołtunione do granic możliwości, no ale nie poddałam się i zaczęłam zmywać olej szamponem (oczywiście równie super-eko, bez SLSów, silikonów i innych azbestów). Samo mycie włosów było kolejnym koszmarem, w ogóle nie mogłam zmyć tej ilości oleju, którą nawaliłam na głowę (za pierwszym razem zdecydowanie przesadziłam...), później nie mogłam rozczesać włosów, a już podczas mycia zaczęły mi one wypadać dosłownie garściami. Drugą garść włosów wyszarpałam próbując rozczesać poolejowy kołtun.
Podejście drugie - to samo, przy czym ograniczyłam się do jednej łyżki oleju na całe włosy, nadal garść włosów przy zmywaniu oleju+druga garść na szczotce.
Podejście trzecie -again...?
Itd...
Nie poddawałam się jednak wierząc, że skoro działa to u TYLU dziewczyn, to na mnie też zadziała i jeszcze moje włosy będą mi wdzięczne.
Nie były.
Po 2 tygodniach braku efektów, a raczej przy zauważeniu pierwszych negatywnych efektów w postaci wypadających i wiecznie obciążonych włosów, przerzuciłam się na olej rycynowy - jeszcze trudniejszy do zmycia. Później była oliwa z oliwek - to samo, później olej kokosowy, niestety te same efekty.
Moja przygoda z olejowaniem skończyła się definitywnie po przeżyciu z nimi 2 miesięcy w różnych konfiguracjach. Próbowałam. Doszłam do wniosku, że to nie dla mnie. Absolutnie nie twierdzę, że olejowanie to zły pomysł - moje włosy jednak kochają silikony i teraz ich eko-pielęgnację ograniczam jedynie do dodania czasami kilku kropli olejku arganowego do odżywki. Na punkcie włosów jestem co prawda odrobinę przewrażliwiona, ale stwierdziłam, że nie dam się zwariować. Może faktycznie silikony i inne SLSy są zabójcze dla włosów, ale z drugiej strony żyjemy już X lat używając szamponów i innych kosmetyków z taką chemią i wszyscy żyjemy. Zastanawiam się na ile cała moda na eko-pielęgnację jest wykreowaną przez marketingowców, sztuczną potrzebą, a na ile faktycznym zapotrzebowaniem naszej skóry/włosów na naturalne składniki.
Interpretację pozostawiam Wam, ja jednak żyję dobrze i przyjemnie z włosami w silikonach ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz