30.06.2013

#33 Bloglovin

Podobno niedługo czeka nas zagłada ze strony czytników Google, tak więc jeśli ktoś czuje się związany z moimi notkami, to zapraszam - follow me ;)!


#32 Bloker Ziaja

Na początku roku wspomniałam o moich ulubionych dezodorantach w krysztale, które spisywały się u mnie bez zastrzeżeń. Jednak okazało się, że bardzo wysokie temperatury, które zaskoczyły nas w czerwcu nie do końca pozwoliły czuć mi polegać tylko na Crystalu. Co prawda nadal uważam, że dezodorant w krysztale to świetna i skuteczna alternatywa wobec zwykłych antyperspirantów i na pewno do niego wrócę, ale miałam ochotę spróbować czegoś nowego. W czerwcu byłam również strasznie zawalona pracą, tak więc siedząc długie godziny w moim korporacyjnym przybytku, w którym ciągle w czerwcu padała klimatyzacja, chciałam czuć się świeżo cały dzień.

zdjęcie: www.ziaja.com
Zachęcona dobrym opiniami, niską ceną i moim przywiązaniem do marki, postawiłam na bloker firmy Ziaja. Jako, że na starej i dobrej Ziajce jeszcze się nie zawiodłam, to nastawienie miałam bardzo pozytywne. Po trochę ponad miesiącu używania blokera również pozytywnie mogę się o nim wypowiedzieć. 

Kosztuje niewiele (około 6 zł) i dostępny jest praktycznie wszędzie. Opakowanie to klasyczny roll-on o pojemności 60 ml. Zgodnie z opisem producenta jest to produkt zupełnie bezzapachowy, nie zawiera barwników, parabenów i alkoholu. Powinien on, jak to bloker, zupełnie redukować nadmierne pocenie i ograniczać wydzielanie potu i przykrego zapachu.

Nigdy wcześniej nie stosowałam żadnego produktu typu "bloker", tak więc sama nie wiedziałam czego dokładnie mogę się spodziewać. Hamowanie pocenia? No shit, musiał tu być jakiś haczyk. Minął miesiąc od pierwszych testów ale produkt działa tak jak powinien, czyli po prostu reguluje pocenie. Nie wydaje mi się, żeby było to specjalnie zdrowe (szczególnie przy ciągłym użytkowaniu...), ale na okres wakacyjny myślę, że zostanę przy Ziaji. 

Niezrozumiałe jedynie jest dla mnie opisane przez producenta stosowanie produktu. Na opakowaniu jest napisane: używać przez 2-3 dni na noc, na czystą skórę pod pachami. Następnie stosować 1-2 razy w tygodniu. Nie należy aplikować powtórnie rano. Nie stosować na skórę podrażnioną i po depilacji
No dobra - stosować 2-3 dni na noc - przyjęłam. Ale później? Nic nie stosować? Tylko raz czy dwa w tygodniu? Sprawdziłam dwie metody używania:
1. stosowanie zgodnie z instrukcją;
2. stosowanie po mojemu, czyli starujemy od 2-3 dni pod rząd na noc blokerem, rano myję pachy i używam jakiegoś lekkiego dezodorantu w psikaczu (nie antyperspirantu!) albo dezodorantu w krysztale, później każdego dnia rano lekki dezodorant, a 2 razy w tygodniu na noc bloker.
Dla mnie idealny jest sposób numer 2, wtedy moja skóra pod pachami jest sucha caaały długi dzień. Ale oczywiście dla każdego inna metoda może być dobra, tak więc polecam testowanie różnych konfiguracji ;). 

Stosując metodę numer dwa, zużyłam w ponad miesiąc czasu około 1/3 opakowania, tak więc myślę, że bloker wystarczy mi akurat na wakacje. Czytałam na KWC opinie, że bloker Ziaji powodował u niektórych dziewczyn jakieś dziwne podrażnienia, ale u mnie nic takiego nie miało miejsca. Stosowałam go również, wbrew zaleceniom producenta, zaraz po depilacji, ale również wszystko było w porządku. Może mam jakieś pancerne pachy, bo nic mnie nie ruszyło :>.

Podsumowując - tani, dobry i skuteczny - polecam wakacyjnie! Ciao!

25.06.2013

#31 Domowa mikrodermabrazja

Ja i moja mieszana cera jesteśmy od wielu lat zaprzyjaźnione z peelingowaniem twarzy. Zapoznałam się już z wieloma specyfikami, jednak jedna rzecz zupełnie zmieniła moją pielęgnację i wiem, że zostanie ze mną pewnie na długie lata. Jest to korund mikrokrystaliczny.  

Nie, to nie narkotyki, to właśnie randomowy korund z google images.

Ma on postać bardzo, bardzo drobnego piasku, który jest nieinwazyjny i sam w sobie nie reaguje ze skórą. Możemy go zatem dodać do dowolnej maseczki nawilżającej, żelu, oleju, kremu i w ten sposób wykonać domową mikrodermabrazję. Po takim zabiegu moja skóra jest superekstra oczyszczona, bardziej elastyczna i gładsza. Dużo lepiej reaguje również na kolejne etapy pielęgnacji, wszelkie kremy, maseczki itp.


Moją domową mikrodermabrazję przeprowadzam w ten sposób, że łyżeczkę korundu mieszam z łyżeczką maseczki nawilżającej/kremu/żelu i taka ilość wystarcza mi na jeden zabieg na twarz i szyję. Można oczywiście przygotować sobie większą ilość do wykorzystania na całe ciało. Regularne stosowanie takich peelingów może wygładzić pierwsze zmarszczki, pobudza również głębsze partie skóry do działania i odnowy. Ja stosuję taki peeling raz w tygodniu, ale wyczytałam ostatnio, że najlepsze efekty można uzyskać regularnie wykonując takie zabiegi nawet do 2 razy tygodniowo.

Cenowo wychodzi to oczywiście dużo taniej niż sklepowe peelingi - 200gram korundu (które starczy na wieczność, albo przynajmniej kilka dobrych miesięcy regularnego używania) kosztuje ok. 10zł. Jeśli chodzi o dostępność to ja zaopatruję się na allegro, albo w Biochemii Urody albo na stronie Zrób sobie krem. Wszędzie ceny są podobne. 

Ja z moim korundem jestem szczęśliwa jak pani na zdjęciu poniżej, tak więc Was również zachęcam do wypróbowania tej taniej i dobrej metody na domowe peelingowanie :), ciao!


źródło: oczywiście google.



16.05.2013

#30 Alternatywa dla suchego szamponu

Szukałam, czytałam, podglądałam wizażowe opinie i ... znalazłam! Wspaniała alternatywa dla suchego szamponu czyli puder dla dzieci. Stwierdziłam, że testowanie tej nowej dla mnie metody odświeżania włosów, rozpocznę od zakupu najtańszego pudru dla dzieci, który będzie w pobliskiej drogerii. Padło na Rossmann i puder Babydream.
źródło: wizaż.pl (jak zwykle ;))

Kosztuje on około5-6 zł, ma prosty i przyjazny skład (Talc, Zink Oxide, Olea Europaea Oil, Allantoin, Parfum) no i co najważniejsze świetnie sprawdza się w roli suchego szamponu. Absorbuje sebum u nasady włosów, bardzo łatwo się wyczesuje i nie bieli włosów. Nie wiem jak sprawdziłby się u brunetek, ale dla dziewczyn z włosami w kolorze ciemnego blondu czy jasnego brązu powinien być odpowiedni. Aplikacja produktu przebiega również bezproblemowo. Można wysypać trochę pudru na dłonie i rozetrzeć partiami we włosach, albo wybrać metodę numer dwa czyli nałożyć produkt bezpośrednio z pudełka na włosy i delikatnie rozetrzeć usuwając nadmiar. Ja oczywiście preferuję drugą opcję - rano jak szykuję się do pracy nie chce mi się bawić za bardzo z włosami ;)).

Wyczytałam, że puder sprawdza się również jako antyperspirant albo puder to twarzy, ale tego jeszcze nie próbowałam. Wydaje mi się, że jako dezodorant może spisać się całkiem nieźle (w końcu wchłanianie nadmiaru wilgoci to główne zadanie pudru dla dzieci). Z twarzą jednak nie będę ryzykować, bo talk na pierwszym miejscu w składzie na mojej buzi na pewno się nie sprawdzi...

Jeśli tak jak ja kochacie suche szampony to zachęcam Was do przetestowania tej taniej alternatywy :)!

20.04.2013

#29 TAG: Produkty kosmetyczne od A do Z

Bardzo często oglądam i czytam różne TAGi, ale zawsze wydawało mi się, że lepiej można je zaprezentować na YouTube. Jednak tym razem dziewczyny: Asia z kanału PannaJoannaMakeUp i Karolina ze Stylizacji2 zainspirowały mnie to wykonania małego alfabetycznego przeglądu kosmetycznego. Zabawa polega na przedstawieniu zgodnie z kolejnymi literami alfabetu firm kosmetycznych i jednego naszego ulubionego kosmetyku danego producenta. Zapraszam Was do obejrzenia filmiku dziewczyn:


I do mojej wersji TAGu:


A jak Avon - długo myślałam nad ulubionym produktem tej firmy. Mimo wielu niepochlebnych opinii o tych katalogowych kosmetykach, moim zdaniem można w Avonie znaleźć kilka perełek. Jest to między innymi kredka żelowa Super Shock - korzystna cena, piękne intensywne kolory i wspaniała trwałość, zdecydowany ulubieniec avonowy.

B jak Bell - tutaj również musiałam się zastanowić, ale stawiam na mój jedyny i ukochany róż w mussie Air Flow. Niestety z tego co wiem była to edycja limitowana z zeszłego roku... 

C jak Catrice - z tej firmy zdecydowanie polecam kredkę do brwi Eye Brow Stylist - idealny dla moich brwi odcień numer 20 - Date with Ash-tone sprawia, że wracam do tej kredki praktycznie cały czas.

D jak Dove - wspaniale kremowe, gęste, nawilżające i pięknie pachnące żele pod prysznic.

E jak Eveline - co tu dużo mówić, mój ulubiony tusz do rzęs jest właśnie z tej firmy, pisałam już o nim tutaj.

F jak Floslek - z tej firmy bardzo lubię masła do ciała z serii Natural Body - mają bardzo gęstą, idealnie maślaną konsystencję, szybko się wchłaniają no i przepięknie pachną.

G jak Golden Rose - wiele dziewczyn lubi lakiery z Golden Rose, jednak ja upodobałam sobie szminki, które są w taki wielu kolorach, że nigdy nie wiem na który się zdecydować! Wybór jest ogromny - wiele wykończeń, bardzo korzystne ceny no i ten wybór!

H jak Hakuro - tutaj zdubluję Youtubowe dziewczyny - pędzli mam w swojej kolekcji już kilka, ale H50 Hakuro do podkładu jest zawsze mi bliski :).

I jak Isana- rossmannowa marka, która proponuje nam wiele dobrych produktów w bardzo korzystnych cenach. Ja najczęściej wracam do kremów do rąk i suchych szamponów tej firmy.

J jak Joko - niestety produkty tej firmy nie są zbyt dobrze dostępne w Toruniu, ale w zeszłym roku dostałam od mojej kuzynki przepiękny bronzer z serii Marakesh, niestety była to też seria limitowana, ale bronzer jest tak gigantyczny, że starczy mi pewnie na wieczność :).

K jak Kozłowski - równie dobre, polskie pędzle do makijażu. Mój ulubiony pędzelek do eyelinera to właśnie EB 504 firmy Kozłowski.

L jak L'Oreal - bardzo lubię szampon z fioletowej serii Elseve Volume Collagene. Bardzo dobrze radzi sobie z moimi przetłuszczającymi się u nasady włosami - dodaje objętości a do tego jest bardzo wydajny.

M jak Maybelline - bardzo lubię szminki z serii Color Sensation.

N jak Nivea - i Lip Butter, o którym również wspominają dziewczyny, a ja pisałam już tutaj.

O jak Oriflame - druga firma katalogowa, która moim zdaniem ma w ofercie kilka produktów wartych polecenia. Ja bardzo lubię olejek herbaciany, który pomaga mi w okiełznaniu różnych niespodzianek na twarzy.

P jak Pharmaceris - o kremach z kwasami pisałam już tutaj - oprócz tych opisywanych w powyższym poście, bardzo polubiłam się z kremem firmy Pharmaceris z 10% kwasem migdałowym. Również serdecznie go polecam. Myślę, że o nim też jeszcze w przyszłości napiszę.

R jak Rimmel - rozświetlający podkład Wake Me Up, teraz co prawda go nie używam, ale tylko dlatego, że lubię testować nowości i inne podkłady. Wake Me Up zużyłam jedna butelkę i byłam z niego bardzo zadowolona - korzystna cena (szczególnie, że często jest w promocjach), lekkie wykończenie i piękny rozświetlający efekt. Myślę, że jeszcze kiedyś do niego wrócę.

S jak Sleek - niestety firma nie jest dostępna w Polsce, ale produkty tej firmy można dostać w wielu drogeriach internetowych i na Allegro. Ja bardzo lubię paletki z cieniami tej firmy, miałam z kilkoma styczność, ale sama zakupiłam paletkę z kremowymi primerami i Oh So Special, która sprawdza się zarówno w szybkim makijażu dziennym jak i bardziej wyrazistym wieczorowym. Niska cena i dobra jakość cieni dodatkowo zachęca do kompletowania kolejnych serii :).

T jak Thierry Mugler - tutaj trochę odeszłam od standardowych kosmetyków, ale na literkę T w głowie mam tylko moje ulubione perfumy Alien, które przedstawiałam tutaj.

U jak Uriage - z tej firmy niestety nie miałam okazji testować kosmetyków... Niestety żadna inna firma nie przyszła mi już na myśl na tę literę. Bardzo chciałabym wypróbować wodę termalną Uriage, może kiedyś jeszcze będę miała okazję.

V jak Vichy - przed testowaniem produktów tej firmy skutecznie hamuje mnie ich cena, która moim zdaniem bardzo często jest zawyżona, ale staram się polować na promocje, które często zdarzają się w Super Pharm. Szczególnie polubiłam się z preparatem do demakijażu Purete Thermale 3 w 1.

W jak Wella - lakiery do włosów tej firmy szczególnie mi odpowiadają. Nie sklejają włosów, dobrze się wyczesują i trzymają cały dzień włosy w ryzach.
 
Y jak Yves Rocher - z tą firmą niestety również nie mam dużych doświadczeń, ale pamiętam że bardzo lubiłam żele pod prysznic, szczególnie o zapachu bambusa. Oferta Yves Rocher wygląda bardzo zachęcająco, więc myślę, że jeszcze w przyszłości przetestuję kilka produktów tej marki.

Z jak Ziaja - o mojej miłości do Ziaji pisałam już wiele razy :). Ciężko mi się zdecydować na ulubiony ziajowy kosmetyk, ale myślę, że bardzo wysoko w ulubieńcach znajdują się kremy do twarzy z serii Sopot Spa.

Uff o to by było na tyle - mój kosmetyczny alfabet jest gotowy - nie taguję wybranych osób, ale każdą zainteresowaną zachęcam do wykonania swojej wersji TAGu :)! Serdeczne gratulacje dla tych, którzy wytrwali do końca posta :).

19.04.2013

#28 Advance Techniques - Serum na zniszczone końcówki Avon

zdjęcie z www.wizaz.pl
Serum na zniszczone końcówki zakupiłam kilka tygodni temu i od tego czasu używam go cały czas regularnie. Czytałam o nim skrajne opinie - wiele dziewczyn narzeka na jego słaby skład: na drugim miejscu w składzie ma alkohol no i jest naładowane sylikonami. U mnie jednak bardzo dobrze się sprawdziło. Nie należę również do grupy osób zupełnie eliminujących sylikony w produktach do włosów. Moje włosy bardzo dobrze reagują na szampony i inne specyfiki z sylikonem, a naturalna pielęgnacja niestety nie służyła ani skórze mojej głowy ani włosom. No, może poza olejkami do włosów, ale i tutaj nie ma przy moich włosach jakiegoś super efektu. 

Wracając do tematu, serum z Avonu ma 30 ml, mieści się w szklanej butelce z wygodą pompką. Jego zapach jest dosyć intensywny, ale przyjemny. Konsystencja przypomina olejek, lepiej wchłania się na mokrych włosach - serum stosowane na suche włosy trochę za bardzo obciążało mi włosy. Na mokrych włosach zdecydowanie wygładza końcówki, a kropla wtarta na długości włosów pomaga mi w rozczesaniu włosów, które niestety mają skłonność do okropnego plątania, szczególnie po myciu. 

Producent obiecuje nam, iż serum"wygładza strukturę włosa i wzmacnia jego korzenie, dlatego włosy stają się zdrowe i lśniące. Błyskawicznie odżywia i regeneruje ich przesuszone i zniszczone końcówki". Moim zdaniem nie ma co oczekiwać, że ten produkt nagle cudownie uzdrowi zniszczone już końcówki. Prawda jest taka, że rozdwojonych, zniszczonych końcówek żaden produkt już nie scali. Nadają się one niestety już tylko do ścięcia, a produkty typu serum na zniszczone końcówki, mogą jedynie stworzyć iluzję zdrowego włosa, po prostu chwilowo nabłyszczając jego zewnętrzną powłokę. 

Niemniej jednak za cenę około 10zł polecam wypróbowanie tego produktu z katalogów Avon. Moje włosy zdecydowanie lepiej się prezentują po zastosowaniu serum na wieczór, na mokre włosy. Kilka 2-3 krople nabłyszczają końcówki i sprawiają, że później lepiej się układają. Zachęcam do sprawdzenia serum na własnych fryzurach :).

Dodatkowo ciekawostka - pompka pasuje do opakowania podkładu Revlon Color Stay, tak więc jeśli komuś produkt Avonu zupełnie nie podpasuje to opakowanie można wtórnie wykorzystać ;).

4.04.2013

#27 Barwa - Siarkowa Moc krem antybakteryjny matujący

Dzisiaj o kremie, który towarzyszy mi od kilku miesięcy. Mowa tu o Siarkowej Mocy firmy Barwa. Jest to krem antybakteryjny, matujący, przeznaczony przede wszystkim do pielęgnacji skóry przetłuszczającej się i trądzikowej. Polubiłam się z nim, ale sprawdza się u mnie tylko i wyłącznie w miesiącach wiosenno-letnich. Ma bardzo intensywny, cytrusowy zapach, który nie utrzymuje się (na szczęście) zbyt długo na skórze. Sama konsystencja kremu jest bardzo specyficzna - jest zwarta i stała, można nabierać go dosłownie jak masło (nie jak masło do ciała, ale takie masło spożywcze :P). Mimo całej swojej gęstości, krem jest jednak lekki i szybko się wchłania do zupełnego matu. Daje lekko pudrowe wykończenie, które zdecydowanie przedłuża trwałość makijażu, a matowy efekt utrzymuje się u mnie dobre 6-7 godzin. Producent obiecuje, że krem zwęża pory, zapobiega wypryskom i leczy te które już istnieją. Muszę przyznać, że u mnie obietnice producenta sprawdziły się w 100%. Nie mam jednak cery trądzikowej, nie wiem jak sprawdziłaby się Siarkowa Moc u osób z większymi problemami skórnymi. Ja mam cerę mieszaną, przetłuszczającą się w strefie T i u mnie krem Barwy pomaga mi okiełznać skórę, szczególnie w cieplejszych miesiącach. 
Koszt kremu to około 13 zł, dostępny jest w Rosmannach i innych drogeriach. Jedyny minus, który oczywiście nie wpływa na ogólną ocenę kremu, to jego nazwa, która moim zdaniem jest totalnie nietrafiona. "Siarkowa Moc", seriously? Brzmi jak dostawa prosto z piekła. Ale to tylko moje skojarzenia ;). Sam specyfik polecam do przetestowania, szczególnie posiadaczkom cery mieszanej.

PS. Gdzie ta wiosna??!! :(

16.03.2013

#26 Krem do rąk Isana 5% Urea

zdjęcie z: www.wizaz.pl
Krem do rąk to podstawa w mojej torebce, szafce przy łóżku i szafce w pracy. Przetestowałam już bardzo dużo, ale bardzo często wracam właśnie do rossmannowej Isany. Rossmann ma w swojej ofercie bardzo dużo rodzajów kremów do rąk z tej serii, jednak każdy jest zupełnie inny. Isana z 5% Urea zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych. Jest przede wszystkim bardzo, bardzo gęsty. Krem wchłania się bardzo dobrze, ale zostawia na skórze lekko tłusty film. Nie każdemu może to pasować, ale dla mnie jest idealny. Formuła kremu jest tak treściwa, że nawet po umyciu rąk czuć, że dłonie pozostają mocno nawilżone. Dodatkowo krem ma aż 100ml, kosztuje około 6zł a bardzo często jest w promocji. Zachęcam do wypróbowania :).

12.03.2013

#25 Używanie filtrów ochronnych do twarzy

Na rynku obecnie jest bardzo dużo produktów z filtrami, jednak w większości zaczynamy interesować się nimi gdy wybieramy się na wakacje. Niewiele osób używa filtrów do twarzy cały rok i z tego co wiem zdania na ten temat są bardzo podzielone. Ja dzisiaj chciałabym podzielić się własnymi odczuciami odnoście filtrów do twarzy i kilkoma zasadami, którymi należy kierować się wybierając krem dla siebie.

Zacznę może od tego, że sama filtrów używam już od bardzo dawna. Była to dla mnie po prostu konieczność, ponieważ mam bardzo jasną skórę, łatwo ulegam poparzeniom słonecznym, a moja skóra po prostu w ogóle się nie opala... Dodatkowo od dłuższego czasu używam na wieczór kremów z kwasami, które również bardzo reagują na słońce, więc moja skóra potrzebuje dodatkowej ochrony praktycznie cały rok. Kiedyś miałam sporo kompleksów na punkcie swojej bladości, teraz przyzwyczaiłam się do tego i po prostu dbam o moją skórę tak żeby nie narażać jej na nadmierne działanie promieni słonecznych.

Nie należę jednak do filtrowych maniaków- staram się kierować zdrowym rozsądkiem i wskazówkami lekarza dermatologa.

1. Jeśli mamy jasną skórę to wskazane jest używanie kremów z filtrem cały rok. Zimą, jesienią, wiosną, latem - tak, cały czas. Lekarz jednak zalecił mi rozróżnienie wartości wybieranego faktora ochronnego w zależności od pory roku. W naszej szerokości geograficznej wystarczy filtr o wartości SPF 20-25 zimą i jesienią, natomiast wiosną i latem dobrze jest przerzucić się już na coś bardziej konkretnego czyli SPF 40-50+.

2. Krem z filtrem musi być fotostabilny żeby spełniał swoje podstawowe zadanie czyli chronił przed słońcem. Fotostabilność to przede wszystkim ochrona nie tylko przed promieniami UVA ale i UVB (w kremach BB z Azji często można spotkać oznaczenie PA +++). 

3. Ważne jest dokładne sprawdzenie składu danego kremu, ponieważ są substancje których nie można łączyć z na przykład talkiem lub miką, które występują w praktycznie wszystkich podkładach, pudrach czy różach. Składniki, które łatwo mogą ulec destabilizacji i wchodzą w interakcje z makijażem to przede wszystkim Parsol 1989 (Avobenzone), który bardzo często stosowany jest w wielu kremach przeciwsłonecznych. Dobrze jest wybierać kremy z mieszanką filtra chemicznego z mineralnym - na nie spokojnie możemy używać wszelkich kosmetyków kolorowych. Tutaj sprawdzi się przede wszystkim pomarańczowa seria filtrów do twarzy firmy Avene, ale wiem, że również Ziaja ma w swojej ofercie ciekawą emulsję, której skład wygląda całkiem dobrze.

4. Pod krem z filtrem dobrze jest nakładać delikatny krem nawilżający albo lekkie serum. Ale przyznaję się bez bicia, że ja często pomijam ten etap, ponieważ kremy z filtrami które stosuję zapewniają mi już wystarczające nawilżenie twarzy.

5. Ważna jest również ilość nakładanego kosmetyku, który ma chronić nas przed słońcem. Na twarz przepisowa dawka to mniej więcej 1,8 - 2,5 ml kremu. Może nie wygląda to na dużo, jednak jest to naprawdę dosyć sporo, żeby filtr dobrze się wtopił w twarz po takiej dawce należy odczekać mnie więcej 15-20 minut. Ilość nałożonego preparatu ma kluczowe znaczenie dla jego skuteczności ochronnej, więc na to akurat wyjątkowo warto jest zwrócić uwagę.

Uff to chyba wszystko czym chciałam się podzielić w dzisiejszej notce o podstawowych zasadach stosowania kremów przeciwsłonecznych. Wiem, że to są na prawdę podstawy podstaw, a ja nie jestem kosmetologiem czy dermatologiem więc spisałam to wszystko bardziej w celu podzielenia się z Wami moimi doświadczeniami w ochronie skóry przed słońcem. Na na wielu forach, blogach i stronach ciągle przewijają się dyskusje odnośnie zasadności stosowania filtrów cały rok, szczególnie w Polsce, gdzie słońca mamy tyle ile mamy. Ja uważam, że jeśli ktoś ma na prawdę jasną, wrażliwą skórę to filtry przeciwsłoneczne są koniecznością cały rok, nawet zimą. Filtrowanie twarzy jest jednak dla mnie dosyć uciążliwe, filtry często się lepią, są ciężkie, oleiste, nieprzyjemnie pachną... Robię to bardziej z przyzwyczajenia i tylko wtedy kiedy wracam na chwilę do "normalnego" podkładu. Najbardziej lubię azjatyckie kremy BB, które dają mi za jedną aplikacją krycie, kolor, wygładzenie i ochronę przeciwsłoneczną :).

10.03.2013

# 24 AA Ultra Odżywianie krem odżywczo - nawilżający pod oczy

zdjęcie: www.wizaz.pl
Krem AA pod oczy czyli mój kolejny ulubieniec z tej firmy. Jestem ogromną fanką kremów pod oczy i testuję dosłownie jeden za drugim. Jeszcze jednak nie trafiłam na taki, który zachęciłby mnie do ponownego zakupu. Zawsze wychodziłam z założenia, że "krem pod oczy to krem pod oczy" i nigdy nie zauważałam między nimi większej różnicy. No może poza tym, że niektóre były gęstsze/rzadsze, albo żelowe/kremowe. 

AA dostałam od mojej mamy, którą niestety bardzo uczulił, więc podchodziłam do niego bardzo ostrożnie.. U mnie jednak nic złego się nie stało, co więcej z kremem tak się polubiłam, że jego druga tubka już czeka w zapasie :).

Krem ma standardową pojemność 15ml, kosztuje około 15zł. Jest bezzapachowy, przeznaczony dla wrażliwych oczu i delikatnej cery. Ma wspaniałą, gęstą konsystencję - jeszcze nigdy nie miałam tak treściwego kremu pod oczy, jest prawie jak masło do ciała. Przez to jest baaardzo wydajny. Zaskoczyło mnie również wchłanianie kremu, ponieważ spodziewałam się, że przez tą gęstość będzie bardzo długo pozostawał na powiekach. Jest jednak inaczej - krem dosłownie w kilka minut wtapia się w skórę pozostawiając ją bardzo przyjemnie nawilżoną, delikatną i miękką.

Krem nadaje się świetnie pod makijaż, dobrze współpracuje z każdym korektorem, który posiadam. Kolejny raz AA mnie nie zawiodło - muszę koniecznie sięgnąć po kolejne kosmetyki z serii Ultra Odżywianie. Jeśli lubicie gęste, treściwe kremy a skóra wokół Waszych oczu również potrzebuje konkretnego nawilżenia to serdecznie polecam przetestowanie tej tubki :)!

7.03.2013

#23 Filtrowanie twarzy i krem Babydream Sonnecreme 50+

zdjęcie z www.wizaz.pl
Krem, który odkryłam niedawno, ale już jest na liście moich ulubionych filtrów do twarzy. Mowa tutaj o rossmanowym produkcie dla dzieci. Jak sama nazwa kremu wskazuje jest to filtr 50+. Dodatkowo wzbogacony jest witaminą E, ma filtry UVA i UVB i jest wodoodporny. Krem zachowuje się na skórze bardzo dobrze, ja używam go codziennie i nie zauważyłam destrukcyjnego zachowania na twarzy. Bieli w normie, ale po kilku minutach od rozsmarowania dobrze się wchłania. Zapach ma specyficzny, ale jest to w zasadzie typowe dla wszystkich filtrów - ich zapachy ciężko nazwać "przyjemnymi". To raczej specyficzna, lekko chemiczna nuta zapachowa. Krem dobrze współpracuje z podkładem, który aktualnie używam (Bell Moistruising Make-Up), nie powoduje nadmiernego świecenia się skóry, nie obciąża i nie zapycha. U mnie sprawdził się bardzo dobrze i myślę, że zostanie na dłużej w mojej kosmetyczce. Cena dodatkowo zachęca do zakupu - 75ml kosztuje ok. 14zł.

Ciekawa jestem czy używacie kremów z filtrem do twarzy? Mam wrażenie, że filtrowanie twarzy to mało popularny i dosyć kontrowersyjny temat. Niektórzy uważają, że konieczne jest używanie ich cały rok, niektórzy, że tylko w czasie wyjątkowej ekspozycji na słońce. Planuję w najbliższym czasie notkę właśnie o filtrach i kilku zasadach ich stosowania, ciekawa jestem Waszego zdania.

Dajcie znać, pozdrowienia

27.02.2013

#22 Ile kosztuje krem do twarzy?

No właśnie? Czy płacimy za markę, ładne opakowanie czy za rzeczywiste działanie danego specyfiku? Przypomniał mi się dzisiaj ciekawy artykuł z Wysokich Obcasów, dotyczący właśnie kosztów produkcji kosmetyków. 

Chemik, pracujący w branży kosmetycznej, z którym przeprowadzony został wywiad, twierdzi, że nie ma na rynku specyfiku, którego nie jest w stanie wyprodukować za koszt większy niż 20zł za 100 ml produktu. Przyznam, że przytaczane w wywiadzie przykłady robią wrażenie.


A jakie jest Wasze zdanie na temat kosztów produkcji kosmetyków? Ja od dawna uważam, że w większości kosmetyków płacimy za opakowanie i marketing, a zwykłe firmy drogeryjne są w stanie i produkują rzeczy tak samo dobre jak wysokopółkowe marki. 

Pozdrowienia! jestdobre

18.02.2013

#21 TriAcneal i Effaclar Duo czyli ratunkowe kremy do twarzy

Dzisiaj chciałabym przedstawić dwa kremy, które pomogły mi uporać się nawracającymi problemami skórnymi. Mam skórę mieszaną, przetłuszczającą się szczególnie w strefie T, z zaskórnikami na nosie i brodzie, gdzieniegdzie z rozszerzonymi porami, ze skłonnością do wyprysków, alergii i zaczerwienień... Tyle o mnie. Nie mam może bardzo dużych problemów z cerą, ale wiadomo, że każdy chce walczyć ze swoimi małymi niedoskonałościami ;).

Moją kuracje zaczęłam od wizyty u dermatologa, którego odwiedziłam, kiedy po odstawieniu leków hormonalnych stan mojej skory znacznie się pogorszył... Pan doktor stwierdził, że nie jest jednak tak źle i nie zaleca on antybiotyków, żeby zanadto nie forsować skóry. Polecił mi za to zmianę pielęgnacji mojej skóry. Przed wizytą u dermatologa maniakalnie używałam praktycznie samych kremów matujących. Mat rano i wieczorem na twarzy obowiązkowo! Przez to moja skóra przetłuszczała się jeszcze bardziej. Tkwiłam więc w tej bezcelowej walce z własną cerą, a efektów nie było widać żadnych, było wręcz coraz gorzej... Pan doktor zalecił mi całkowitą zmianę pielęgnacji: wieczorem - złuszczanie kremami z kwasami, rano - filtr przeciwsłoneczny o faktorze minimum SPF20 + krem nawilżający i dopiero na to makijaż. Takiej pielęgnacji trzymam się już dobrych kilkanaście (z naciskiem na "naście" ;)) miesięcy, a moja skóra zmieniła się nie do poznania! Co prawda nadal w strefie T przetłuszcza się bardziej niż reszta twarzy, a zaskórniki i drobne wypryski czasami się zdarzają, ale nie jest to już moja bolączka :).

A czego używam do wieczornego ataku na skórę?

Wieczorne kwasowanie to przede wszystkim dwa kremy, których używam zamiennie. Pierwszy z nich to TriAcneal firmy Avene. Jest to kosmetyk na bazie kwasu glikolowego, który działa przede wszystkim złuszczająco. Ma w składzie również Retinaldehyd (odpowiadający za redukowanie ilości zaskórników) i wodę termalną mającą łagodzić naszą skórę. Jest w tubce o pojemności 30ml i kosztuje około 50zł, jednak jest bardzo wydajny - mi wystarcza spokojnie na 3 miesiące codziennego użytkowania. Zauważyłam, że TriAceal zbiera wiele niepochlebnych recenzji, jako miałby się przyczyniać do pogorszenia stanu skóry. Faktycznie - tak jest na początku, pierwszych pozytywnych rezultatów można spodziewać się dopiero po mniej więcej 3 tygodniach stosowania kremu. Ma żółtą, niezbyt zachęcającą konsystencję, zostawia żółtawy film na twarzy, pachnie również intensywnie - chemicznie. Wchłania się jednak bardzo szybko, a po aplikacji zawsze odczuwam delikatne mrowienie i szczypanie na twarzy, jednak efekt ten utrzymuje się tylko kilkanaście sekund. Po pierwszych dniach stosowania skóra reaguje faktycznie agresywnie - jest to spowodowane właśnie działaniem kwasu glikolowego, który oczyszcza głębsze warstwy skóry i wyciąga na zewnątrz wszystkie zanieczyszczenia.

Drugi krem, którego używam to Effaclar Duo z La Roche Posay. Krem również ma kilka składników aktywnych, między innymi kwas linolowy połączony z LHA, niacynamid i pirokton olaminy mające oczyścić naszą skórę, do tego dochodzi jeszcze woda termalna mająca działanie łagodzące. Krem jest trochę większy - ma 40 ml i zazwyczaj trochę tańszy (ok. 45zł). Wydajność wypada podobnie jak poprzednie mazidło, jednak Effaclar ma dużo rzadszą konsystencję, zapach jest mniej intensywny, a kolor mogłabym określić jako mleczny. Formuła jest bardziej żelowa. Taki rozwodniony żel ;). Działanie Effaclaru jest podobne - najpierw ma oczyścić naszą skórę, efekty będą widoczne dopiero po kilku tygodniach stosowania. Zauważyłam, że zdecydowanie zmniejsza on widoczność porów i reguluje wydzielanie sebum. Nie jest to jednak krem z taką super mocą jak TriAcneal, myślę, że mogłabym go polecić osobom, które chcą tylko unormować stan swojej skóry, natomiast nie mają większych problemów z cerą. Ja używałam go dopiero po TriAcnealowej kuracji, tak więc dla mnie był zupełnie wystarczający.

Kilka dni temu zakupiłam krem z 10%wym kwasem migdałowym firmy Pharmaceris - na razie jestem z niego zadowolona, ale będę mogła się w pełni wypowiedzieć dopiero po miesiącu stosowania. Zachęcam każdego z cerą mieszaną do wypróbowania specyfików, które pomogły mi okiełznać cerę, jednak zaznaczam, że zawsze warto wybrać się do dermatologa gdy Wasze problemy skórne nie dają Wam spokoju. 


Stay tuned!

13.02.2013

#20 True love

Moja miłość od pierwszego wąchnięcia, czyli Thierry Mugler - Alien. Zapach wyszedł już kilka lat temu, w 2005 roku, ale odkryłam go dopiero teraz. Zapachy Muglera nie są łatwie. Należą raczej do grupy bardzo ciężkich, wyrazistych perfum Alien też taki jest. Nosy perfumowych znawców określają go jako uzależniający, hipnotyczny wręcz zapach. Próbka, którą dostałam nie była łatwa w użytkowaniu. Na początku miałam go dosyć po pierwszym psiknięciu. Czułam go cały czas, przy każdym ruchu, trzeba przyznać, że trwałość obcego jest po prostu nieziemska. Zapach jest jednak bardzo przestrzenny, zmieniał się w każdej godzinie i tak zaczęła się wielka miłość ;). Jest to kategoria drzewna, orientalna, mocno wyczuwalny jest jaśmin. Podobno jest to zapach wieczorowy, ale ja nigdy nie trzymam się takich wyznaczników i po prostu używam perfum kiedy mam na to ochotę, nie zwracam uwagi na to czy zapach jest "dzienny" czy "niedzienny". Oczywiście bez przesady - w przypadku Aliena dosłownie dwa delikatne psiknięcia wystarczą na cały dzień, zapach jest bardzo intensywny. Próbka już mi się skończyła, więc jestem na małym alienowym odwyku (ale paczka z obcym na szczęscie w drodze! ;)). Niestety miłość ta do najtańszych nie należy, ale polecam rozejrzeć się za testerami, które są często 70% tańsze. 

Nuty zapachowe: kwiat pomarańczy, ambra, jaśmin, nuty drzewne, nuty zielone, wanilia.  

Jakie są Wasze ulubione zapachy? Znalazłyście tego jedynego? Ja uwielbiam perfumy, często je zmieniam, w stałym użyciu mam jakieś 5 butelek zupełnie różnych kategorii zapachowych, ale czuję, że Obcy zostanie ze mną na dłużej :). A na koniec... HAPPY VALENTINES DAY :)!

11.02.2013

#19 Tanie zakupy prosto z apteki

Dzisiaj chciałabym polecić Wam kilka bardzo tanich i sprawdzonych produktów dostępnych w każdej aptece. 

Pasta cynkowa albo maść cynkowa, kosztuje mniej więcej 2 złote i dostępna jest dosłownie wszędzie. Używam jej się przede wszystkim punktowo na wszelkie zmiany skórne i niespodzianki na twarzy. Przydatna jest również w czasie opryszczki czy jakichkolwiek stanach zapalnych skóry - wysusza i goi zmienione miejsca na skórze. Podobne zastosowanie, przede wszystkim wysuszające, ma olejek z drzewa herbacianego. Kosztuje on w mojej osiedlowej aptece około 10 złotych i jest podobnie jak maść cynkowa mega wydajny. Stosuję go również kiedy moja cera trochę się pogorszy. Można używać go punktowo, albo do przemywania twarzy - wystarczy skropić kilkoma kroplami wacik zmoczony letnią wodą. 

Kolejna rzecz - maść dobra na wszystko czyli Alantan - świetnie natłuszcza, pomaga regenerować bardo suchy naskórek. Kosztuje około 6-7 złotych, a wystarcza na baaardzo długo. Pierwotnie polecona mi została do pielęgnacji świeżo zrobionego tatuażu, ale po tym okazało się, że bardzo dobrze działa na wszystkie otarcia, suche stopy, łokcie itp.

Do nawilżania całego ciała polecam również zwykłą oliwkę dla dzieci. Stosowana na mokrą skórę dale efekt lepszy niż wszystkie balsamy razem wzięte. Nadaje się również do olejowania włosów, pielęgnacji skórek i paznokci. Koszt zależy w zasadzie od producenta danego specyfiku, ale zwykłe oliwki dla dzieci nie są zazwyczaj droższe niż 10-15 złotych. Jeśli nie lubicie wodnistej konsystencji standardowej oliwki, to zawsze możecie wypróbować oliwki w żelu - sprawuje się równie dobrze.

Do domowej apteczki urodowej warto zaopatrzyć się również w rumianek i korę dębu. Rumianek po zaparzeniu i ostudzeniu świetnie koi wszelkie podrażnienia powiek i oczu. Moje oczy czasami dopadnie jakaś alergia albo podrażnienie po nowym kosmetyku i właśnie wtedy pomagają mi okłady z rumianku, które staram się robić tak często jak tylko mogę, a wieczorem nawet na godzinę przed zaśnięciem. Napar z kory dębu działa przeciwzapalnie i przeciwbakteryjnie. Okłady z niego stosuję również gdy dopadnie mnie jakaś alergia skórna, a także do płukania gardła w czasie choroby. Oba ziółka kosztują w granicach 3-5 złotych, a sprawdzają się (przynajmniej u mnie) bardzo dobrze.

A Wy macie ulubionych kosmetycznych pomocników z apteki? Piszcie koniecznie co sprawdza się u Was :)!

9.02.2013

#18 Suche szampony

Suche szampony, czyli wielkie odkrycie roku 2012! Mój podstawowy i ulubiony kosmetyk do włosów. Moje włosy są cienkie, delikatne, u nasady przetłuszczające się, końcówki mają tendencję do przesuszania. Całe życie próbowałam różnych odżywek, wcierek i psikaczy mających zahamować przetłuszczanie włosów, jednak efekty były różne, najczęściej niestety niezadowalające... Co prawda moje włosy nie przetłuszczają się nadmiernie, wystarczy, że myję je co 2 dni, jednak zazwyczaj na drugi dzień są już po prostu nieświeże i przyklapnięte. Pomagają mi z tym problemem właśnie suche szampony, których kilka rodzajów już przetestowałam.

Pierwszy, po który sięgnęłam był Syoss Anti-Grease do włosów przetłuszczających się. Czarna butelka mieści w sobie 200ml produktu. Dosyć spora pojemność nie przekłada się niestety na wydajność sprayu, ponieważ starczył mi zaledwie na kilka użyć, chociaż stosowałam go tylko na wybrane partie włosów, szczególnie u nasady. Pachnie bardzo cytrusowo. Bieli i pyli niesamowicie... Efekt daje bardzo dobry, włosy są uniesione i odświeżone, ale trzeba się trochę napracować żeby dobrze wyczesać biały proszek z włosów... Efekt, który pozostawia u mnie utrzymał się standardowo, czyli około 12 godzin. Kosztuje około 15 zł, przez co już do niego nie wróciłam, ponieważ stosunek ceny do wydajności był według mnie bardzo niekorzystny.


Drugie starcie z suchymi szamponami to Rossmannowa Isana. Właściwości ma podobne do Syossa, jednak jest dużo bardziej wydajna i przede wszystkim tańsza - również ma 200ml, ale kosztuje ok. 10zł w normalnej, regularnej cenie (warto wyczekiwać na promocje, często jest w cenie ok. 5-6zł). Moje włosy wystarczy delikatnie spryskać, zostawić na kilka minut do wchłonięcia i później delikatnie wytrzepać resztki białego proszku. Nie muszę specjalnie wyczesywać włosów. Jeśli użyję za dużo to wystarczy, że przetrę włosy suchym ręcznikiem i to pomaga w pozbyciu się nadmiaru produktu. Wydajność w porównaniu do ceny wypada zdecydowanie na plus, tak więc często wracam do Isany. Odświeżenie włosów również utrzymuje się u mnie około 12 godzin, jednak włosy są po nim trochę bardziej matowe i jakby trochę nieprzyjemne w dotyku. Pachnie dosyć intensywnie, na moich włosach zapach później jest dosyć mocno wyczuwalny, jednak mi to nie przeszkadza. Taki typowy "kosmetyczno-szamponowy" zapach.

Trzeci testowany spray to Beauty Formulas zakupiony w Super Pharm. Nie wiem gdzie jeszcze jest dostępny, ja trafiam na niego tylko w SP. Kosztuje ok. 16zł za 150 ml. produktu. Jest to jedyny suchy szampon, który u mnie nie zostawiał żadnych śladów we włosach, jest również wydajniejszy od Isany. Nie wróciłam do niego z jednego, najważniejszego dla mnie powodu - efektu odświeżenia włosów utrzymywał się u mnie bardzo krótko. Myślę, że mogą go wypróbować brunetki - łatwo pozbyć się ewentualnych pozostałości po szamponie, jeśli u ciemnowłosych byłyby jakieś widoczne. Ja mam włosy w odcieniu ciemnego blondu i jak wcześniej pisałam, nie zostawiał na moich włosach żadnych śladów. Pachnie dosyć chemicznie.


Kolejnym testowanym był szampon dostępny również w Rossmannach - Swiss O-Par Frottee. Kupiłam dwie butelki kiedy był w promocji, jego normalna cena to ok. 13zl za 200ml. produktu. Podobnie jak poprzednie szampony zostawia biały nalot we włosach, jego usunięcie nie jest jednak problemowe. Odświeżał moje włosy na około 10 godzin. Pachnie również delikatnie cytrusowo. Był całkiem wydajny, wystarczył mi na 1 miesiąc intensywnego użytkowania. Podnosi włosy u nasady, łatwo się wyczesuje, jednak trzeba uważać przy aplikacji, ponieważ łatwo jest przesadzić i dodatkowo szampon lubi brudzić wszystko dookoła. Zauważyłam, że nawet po kilku godzinach po jego użyciu gdy przeczesałam włosy palcami, to na dłoniach czułam osad szamponu. Nie był on widoczny na włosach, jednak cały dzień miałam uczucie "czegoś" na głowie. Największe zastrzeżenia mam do samego opakowania - nakrętka przy obu sprayach, które zakupiłam, ciągle mi spadała i zacinała się. Nie wiem czy wyjątkowo trafiłam na dwie felerne sztuki (co przy moim szczęściu nie jest rzeczą niemożliwą ;)), czy po prostu producent nie dopracował opakowania. Polecam przed zakupem sprawdzić czy wszystko jest "na swoim miejscu" ;).

Ostatni i najnowszy nabytek to suchy szampon firmy Schauma. Kosztuje około 15zł za 150ml, ostatnio był w promocji w prawie wszystkich drogeriach, które odwiedziłam i kosztował ok. 10zł. Testuję go od ok. 2 tygodni i zużyłam mniej więcej połowę opakowania, więc wydajność mogę ocenić jako standardową. Szampon nawet przy jednym psiknięciu zostawia bardzo dużo produktu na włosach, jednak po kilku minutach gdy delikatnie potargam włosy palcami to nie ma po nim śladu. Myślę, że ze wszystkich testowanych przeze mnie suchych szamponów, Schaume najłatwiej jest wyczesać. Pachnie dosyć ładnie, zapach nie utrzymuje się jednak długo na włosach, już po kilku minutach po aplikacji jest niewyczuwalny. Efekt świeżości utrzymuje się u mnie około 12 godzin. Włosy ładnie się po nim układają, są miękkie i elastyczne. Bardzo przypadł mi do gustu, będę czaić się na kolejne promocje to zakupię pewnie kilka sztuk na tak zwany zapas ;).


Uff trochę się tego uzbierało, jednak usprawiedliwiam się, że to testy zebrane z całego poprzedniego roku ;). Zauważyłam, że coraz więcej firm wprowadza do swojej oferty suche szampony, co mnie osobiście bardzo cieszy. Czytałam również na kilku blogach, że niebawem ma zawitać do Polski brytyjska marka Batiste, której słynne spraye mają być dostępne w Rossmannach. Nie wiem jak Wy, ale ja nie mogę się doczekać :).
Wszystkie zdjęcia pochodzą z katalogu KWC ze strony: http://wizaz.pl/kosmetyki/

3.02.2013

#17 Ciepło/zimno?

Wiele razy zastanawiałam się jaki odcień podkładu będzie dla mnie dobry? Wybierać w tonacji ciepłej czy zimnej? Niby widzę codziennie swoją skórę w lustrze, ale nie jest to łatwo ocenić. Szczególnie w drogerii, gdzie z każdej strony zalewają nas dziesiątki odcieni, wykończeń + oczywiście sztuczne światło, które sprawy nie ułatwia.
Trafiłam kiedyś na ten obrazek, który pomógł mi usystematyzować moje pojęcie o kolorach:
Teraz wiem, że jestem zdecydowanie COOL ;).
Pozdrowienia leniwie niedzielne!

27.01.2013

#16 Fluid nawilżający Bell Moisturizing Make-Up

Długo zbierałam się do przetestowania podkładu z Bell, który dostałam od mojej przyjaciółki. Testuję go już od tygodnia, wiem, że to może nie jest jeszcze zbyt długi czas, ale jestem tym kosmetykiem na tyle zachwycona, że nie mogłam się doczekać kiedy naskrobię coś tutaj :). 
zdjęcie: www.wizaz.pl
Podkład z założenia jest nawilżający, ale ja mam cerę mieszaną i u mnie sprawdza się idealnie. Myślę, że można powiedzieć o nim bardziej, że jest  nawilżająco - matujący. Dodatkowo świetnie kryje, ma idealnie jasny odcień i nie podkreśla suchych skórek. Ma gęstą, kremową konsystencję, ale świetnie nakłada się go nawet samymi palcami - wtapia się w skórę jak krem. Po tygodniu nie zapchał mnie (a niestety moja skóra ma do tego tendencje...). Daje delikatnie matowy, w sumie bardziej satynowy efekt, w zasadzie w niektóre dni wychodziłam z domu nawet bez pudru, co u mnie zdarza się na prawdę bardzo rzadko. Pracuję w dosyć ciężkich warunkach dla skóry - jestem cały czas w klimatyzowanych pomieszczeniach, przy sztucznym oświetleniu, w czasie przerw w pracy często nie mam czasu latać do łazienki i poprawiać makijażu - przy używaniu Bellowego fluidu często nawet po 10h w pracy makijaż wyglądał nieźle, a podkład bez poprawek trzymał się na swoim miejscu. Ja jestem zachwycona! Jestem również ciekawa czy ktokolwiek używał jeszcze może tego cudu za 25zł? W KWC widziałam bardzo słabe opinie tego produktu - dziewczyny zarzucały mu, że ciemnieje na twarzy, nie kryje, powoduje świecenie się twarzy... Powiem szczerze, że ja mam zupełnie inne odczucia i zastanawiam się czy to ja wyjątkowo trafiłam na jedną z miliona magiczną butelkę podkładu czy odwrotnie, to testujące dziewczyny nie miały szczęścia..?
Na zakończenie może jeszcze dodam, że podkład ten ma bardzo "specyficzny" zapach - jedli ktoś skusi się na zakup to może wcześniej powąchajcie ;). Ja osobiście bardzo lubię ten zapach - dla mnie jest bardzo mocno miodowy, ale mi to zupełnie nie przeszkadza, a zapach wyczuwalny jest tylko przy nakładaniu podkładu. Do dostania na pewno na "wysepkach" Bellowych, w innych drogeriach jeszcze go nie widziałam, chociaż nie jest to wcale nowość. Ciekawa jestem Waszych opinii o podkładach Bella? Mam wrażenie, że jest to firma bardzo niedoceniana. Dajcie znać! 

20.01.2013

#15 Przegląd maseczek Planet SPA Avon cz. 2 czyli cała reszta

Dzisiaj druga część mojej kolekcji maseczek Planet SPA, których używam lub używałam. Wszystkie oczywiście sprawdziłam ja i moja twarz :). Pierwsza część była o oczyszczaniu, teraz chciałabym zająć się maseczkami nawilżającymi, rewitalizującymi i wygładzającymi.

Delikatne orzeźwienie czyli Mediterranean Olive Oil - Śródziemnomorska nawilżająca maseczka do twarzy z oliwką
Z założenia producenta ma to być silnie nawilżająca maseczka, przeznaczona przede wszystkim do cery suchej. Ja mam cerę mieszaną i powiem szczerze, że jak dla mnie nawilżenie było tutaj jedynie delikatne. Maseczka fajnie odświeża i orzeźwia, ale myślę, że posiadaczki cery suchej nie mają co liczyć na super efekt mocno nawilżający. Sama maseczka w użytkowaniu jest przyjemna - ma lekką, żelową konsystencję, zmywa się również bez problemu. Nie daje efektu długotrwałego nawilżenia, jednak jest całkiem miłym ukojeniem dla skóry po konkretniejszych maseczkach oczyszczających. 

Wygładzenie, oczyszczenie i rozświetlenie w jednym czyli Japanese Sake and Rice, Illuminating Face Mask - rozświetlająca maseczka do twarzy z peelingiem z japońską sake i ryżem. Obok widoczne jeszcze stare opakowanie maseczki, której niestety w katalogach od dawna nie ma... Teraz do dostania jest wyłącznie na Allegro (ceny od 7 do 12 zł.), ale cały czas mam nadzieję, że zobaczę ją jeszcze kiedyś w katalogu. Zużyłam kilka tubek i dla mnie dawała świetne efekty. Zaraz po jej zdjęciu (formuła peel-off) twarz była delikatnie rozświetlona, sprawiała wrażenie wypoczętej, skóra była gładsza. Dodatkowo świetnie oczyszczała pory, przez to, że dosyć konkretnie zasychała na twarzy. Trzeba tylko trochę dojść do wprawy co do ilości nakładanego produktu - jeśli nałoży się za dużo to maseczka bardzo długo wysycha, a jeśli za mało to ciężko później jest "zerwać" ją twarzy. Dla mnie to produkt godny polecenia!

Najnowszy nabytek czyli  Luxury Spa with Black Caviar Extract Peel= Off face mask - Rewitalizująca maseczka do twarzy z czarnym kawiorem. Kupiłam ją jakieś 2 tygodnie temu i również dwa razy wypróbowałam, tak więc ciężko mi jeszcze powiedzieć cokolwiek odnośnie dłuższego stosowania i wydajności. Po tych pierwszych użyciach muszę jednak powiedzieć, że to produkt dosyć ciekawy. Maseczka ma konsystencję żelową z delikatnymi złotymi drobinkami, zasycha i zdejmowana jest w sposób peel-off. Ma ładny, delikatnie morski, orzeźwiający zapach. Producent obiecuje nam, że maseczka regeneruje, odżywia i wzmacnia skórę a także poprawia jej strukturę. Nie wiem do końca jak mogę się do tych obietnic odnieść, trudno mi ocenić poprawę struktury mojej skóry, ale maseczka daje bardzo przyjemny, nawilżający efekt na twarzy. Używam jej na zakończenie domowego spa, po wszystkich zabiegach oczyszczających i muszę powiedzieć, że bardzo ładnie wycisza, uspakaja moją skórę. Nawilża zdecydowanie lepiej od maseczki oliwkowej, a po jej zdjęciu moja skóra wygląda na prawdę glow! Wydaje mi się, że ta maseczka to będzie również dobry starter przed jakimś wyjątkowym makijażem, kiedy chcemy żeby nasza skóra wyglądała na zadbaną i wypoczętą. Dwa użycia to jeszcze za mało żeby stwierdzić, czy będę do niej wracać, ale teraz bardzo się lubimy :).

18.01.2013

#14 E-makeupownia

Dzisiaj ukazał się pierwszy, długo wyczekiwany numer magazynu interaktywnego E-makeupownia! Jest on tworzony w całości przez blogerki. Dziewczyny pokazują w tym numerze piękne, karnawałowe makijaże, opisują kosmetyki mineralne i jeszcze wieeele innych rzeczy. Zajrzyjcie koniecznie na www.e-makeupownia.pl a ja zabieram się do czytania :)!

17.01.2013

#13 Przegląd maseczek Planet SPA Avon cz. 1 oczyszczanie

Wiem, że istnieją osoby anty-Avonowe, ja jednak przeglądając katalog zawsze się na coś skuszę. W szczególności lubię serię Planet SPA i pochodzące z tej serii maseczki. Używam ich już bardzo długo, myślę, że niektóre są ze mną od kilku lat, a cały czas do nich wracam. Wszystkie z maseczek są w klasycznych tubkach i mają 75 ml. W katalogach ich regularna cena jest w granicach 25-30zł, ale powiem szczerze, że co miesiąc są na nie promocje, więc realna cena jest w granicach 9,90-15zł za sztukę. Czasami dostępne też są małe próbki w saszetkach (w cenie ok.2,90zł), więc jeśli nie chcecie decydować się od razu na zakup tuby, można spróbować mniejszej ilości, która wystarcza na 2-3 razy. Dzisiaj chciałabym przedstawić kilka tubek oczyszczających, które są u mnie w aktualnym użyciu.

Ulubiona czyli Dead Sea Minerals - maseczka do twarzy z błotem termalnym i minerałami z Morza Martwego. Zgodnie z założeniem producenta jest to maseczka oczyszczająca. Jest bardzo gęsta, ma szary kolor, pachnie jakby ziemią, gruntem albo gliną (?)... No wiecie o co chodzi ;). Bardzo wydajna! Zasycha na skórze, nie daje uczucia ściągnięcia, łatwo zmyć ją ciepłą wodą. Avon obiecuje nam również zmniejszenie porów, tego jednak nie zauważyłam. Po zmyciu mam wrażenie bardzo przyjemnego, delikatnego nawilżenia i wygładzenia. Maseczka zdecydowanie warta jest uwagi, szczególnie w cenie promocyjnej.

Oczyszczanie po raz drugi czyli Thailand Lotus Flower - maseczka głęboko oczyszczająca pory Tajski Kwiat Lotosu. Nie wiem czy ta maseczka faktycznie stała kiedyś obok tajskiego kwiatu i czy faktycznie lotos ma właściwości oczyszczające, ale maseczka działa całkiem nieźle! Oczyszczenie faktycznie konkretne. Efekt u mnie widoczny jest szczególnie na nosie - w tych okolicach mojej skórze potrzebne jest solidne oczyszczenie, a maseczka lotosowa sprawuje się całkiem nieźle. Lubię ją jednak mniej niż termalną z błotkiem. Lotos zasycha na twarzy tak mocno, że muszę trochę bardziej napracować się nad jej zmyciem. Po zmyciu mam wrażenie oczyszczonej, ale jednak trochę wysuszonej skóry, konieczne jest zarzucenie jakiegoś nawilżającego kremu. Zdecydowanie nie dla cery suchej.


Oczyszczanie delikatne czyli Turkish Thermal Baths - maseczka do twarzy z glinką. Pod wpływem działania przypomina lotos, ale jednak jest trochę delikatniejsza. Ma zdecydowanie nie zachęcający, brązowy kolor (kto to wymyślił...), wysychając zmienia się w lekki beż, jednak nadal wygląda to dziwnie (pewne jak każda maseczka na twarzy :>). Opakowanie jak widać bez zmian, konsystencja gęsta - coś między lotosem a błotem. Zmywa się dobrze ciepłą wodą, po zmyciu mam wrażenie zmatowionej, ale nie wysuszonej skóry. Szkoda tylko, że producent nie informuje nas na opakowaniu jakiej dokładnie glinki dodatek jest w maseczce. Specjalistą składowym też nie jestem, więc ciężko mi się domyślić co dokładnie zamknięte jest w tubie. Może któraś z Was potrafi rozszyfrować skład?

skład ze strony www.wizaz.pl: Aqua, Hydrated Silica, Ethylhexyl Palmitate, Propylene Glycol, Glycerin, Isoceteth-, Cocoamidopropyl Betaine, Titanium Dioxide, Xanthan Gum, Phenoxyethanol, Parfum, Peg-7 Glyceryl Cocoate, Dimethicone, Disodium EDTA, Menthyl Lactate, Moroccan Lava Clay, Amber Extract, Olea Europea (Olive) Fruit Extract, Potassium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid, CI 77491, CI 77492, CI 77499 <1019760-002>.

10.01.2013

#12 Dezodoranty w krysztale

Dezodorant w kamieniu tudzież krysztale, znany jest mi już od kilku dobrych lat. Zaczęłam używać takich specyfików mniej więcej 8 lat temu, kiedy nagle dopadła mnie mega alergia na praktycznie wszystkie chemiczne specyfiki, których używałam bezpośrednio na skórę. Odczyn alergiczny pojawiał się niestety również po wszelkich testowanych dezodorantach, tak więc alergolog polecił mi wypróbowanie tajemniczego "dezodorantu w krysztale". Kilka lat temu bardzo ciężko było zdobyć w moim mieście jakikolwiek ekologiczny dezodorant, ale udało się go w końcu zamówić na Allegro. Cena była dosyć oporowa, pamiętam, że wtedy kosztował około 40 złotych, co jak na zwykły dezodorant wydawało mi się cena dosyć wysoką. Szybko jednak okazało się, że nie jest jednak tak tragicznie, ponieważ wydajność tego rodzaju produktów jest porażająca, pierwszy mój dezodorant w kamieniu starczył na 1,5 roku (!) codziennego użytkowania. Pierwszym testowanym był ten oto produkt:



Tajemniczym kryształem jest pewien rodzaj soli - Ałun. Jest to w 100% naturalny minerał górski, całkowicie pozbawiony zapachu, związków chemicznych, alkoholu - jednym słowem totalnie hypoalergiczny i ekologiczny. Wikipedia dodatkowo twierdzi, że dawniej Ałun znany był jako kamyk po goleniu, ponieważ używany był do tamowania drobnych ranek i rozcięć po goleniu. Dzisiaj też sprawdza się w ten sposób, a dodatkowo łagodzi podrażnienia słoneczne, usuwa opryszczkę, łagodzi ukąszenia owadów i zapobiega wrastaniu włosków po depilacji.

Teraz, po kilku latach wróciłam do dezodorantu w kamieniu. Co prawda moja alergia ustąpiła, a ja mogę spokojnie używać innych, bardziej chemicznych rzeczy, ale muszę przyznać, że trochę się za ałunem stęskniłam. Tym razem zdecydowałam się markę dostępną w praktycznie każdym Rossmannie, czyli Crystal. Dezodorant w kamieniu wygląda tak:
Jak widać już na opakowaniu wyróżniona jest różowa wstążeczka i napis podkreślający brak aluminium w składzie. Skład oczywiście bez zmian: 100% ałun. Crystal jest ogromny, ma 125 gram i myślę, że starczy spokojnie na 2 lata codziennego użytkowania. Nie ma żadnego zapachu, natomiast żeby dobrze chronił przed nieprzyjemnym zapachem konieczne jest przestrzeganie kilku zasad. 

Przede wszystkim dezodorant w krysztale aplikujemy na czystą, umytą skórę. Żeby dobrze rozprowadzić kryształ należy delikatnie zwilżyć końcówkę dezodorantu, lub używać go na wilgotną skórę. Najlepiej sprawdza się aplikowanie na lekko mokrą powierzchnię skóry - np. zaraz po prysznicu. Zauważyłam, że w moim przypadku ałun daje 100% zabezpieczenie przed przykrym zapachem, gdy stosuję go 2 razy dziennie - rano przed wyjściem z domu i wieczorem zaraz po prysznicu. Ponieważ jest on pozbawiony chemii, spokojnie możemy aplikować go na noc. 

U mnie dezodoranty w krysztale sprawdzają się bardzo dobrze, zarówno zimą jak i latem. Muszę jednak zaznaczyć, że nie mam  natomiast większych problemów z potliwością, nigdy nie używałam tak zwanych blokerów, czy nawet dezodorantów aptecznych. Trudno powiedzieć czy ałun sprawdzi się u każdego, natomiast zachęcam do spróbowania, ponieważ może okazać się, że to fajna ekologiczna alternatywa dla tradycyjnych antyperspirantów.

9.01.2013

#11 Nivea Lip Butter

Szybki ustowy update - dzisiaj dostałam mały prezent od koleżanki z pracy: Nivea Lip Butter Caramel Cream Kiss. Nie wiem jeszcze jak masełko będzie spisywało się przy dłuższym użytkowaniu, ale po pierwszym dniu jestem zakochana. Wspaniała, totalnie maślana konsystencja, nawilża na dobrych kilka godzin. A ten zapach!!! Warto kupić dla samego ciasteczkowego zapachu! 

Cena to około 10zł, a masełko dostępne jest w Rossmannach, Naturach, Hebe, SuperPharm w czterech różnych wariantach:
zdjęcie ze strony: www.nivea.pl

8.01.2013

#10 Carmex

zdjęcie ze strony: www.carmexpolska.pl
Krótka wzmianka o moim ulubionym produkcie do ust, czyli popularnym Carmexie. W Polsce dostępny jest stosunkowo od niedawna (wydaje mi się, że od kilku lat), na świecie robi karierę już od 1937 roku. Jest to po prostu zwykły balsam do ust, natomiast na moje usta działa wspaniale. Nadaje się pod każdą szminkę czy też błyszczyk. Nie każdemu jednak może przypaść do gustu charakterystyczny, lekko kamforowo-mentolowy zapach i delikatny efekt mrowienia na ustach. Mi to zupełnie nie przeszkadza. Podobno najlepsza jest, wyżej przedstawiona, wersja w słoiczku, jednak ja używam cały czas sztyftu, ponieważ średnio lubię grzebanie palcami i pazurami w produktach w słoikach, szczególnie w pracy lub gdzieś poza domem...
zdjęcie ze strony: www.carmexpolska.pl
Teraz testuję balsam wyciskany, jednak nie jestem z niego do końca zadowolona. Dla mnie jest trochę zbyt rzadki i wodnisty. Daje też na ustach trochę blasku, a wolę jednak matowy efekt. Moim zdaniem wersja "sztyftowa" lepiej współpracuje ze szminkami i innymi mazidłami na usta. Carmexową tubkę wybrałam również w innym niż zwykle wersji zapa (zielona herbata, jaśmin), więc jeśli komuś przeszkadza mentolowy, lekko szpitalny zapach, to może skusić się na jedną z innych nut zapachowych, do wyboru jest jeszcze truskawka i wiśnia. 

Cała Carmexowa oferta dostępna jest na stronie: www.carmexpolska.pl. Pooglądać tam można również cały asortyment z USA - ahh szkoda, że w Polsce nie są dostępne jeszcze inne rzeczy made by Carmex takie jak kremy do rąk, balsamy itp. Wszystko kusi do testowania ;)!

2.01.2013

#9 - Eveline Volumix Fiberlast Mascara

Kosmetyki Eveline przeznaczone do makijażu odkryłam stosunkowo niedawno, przede wszystkim dlatego że bardzo długo miałam do nich dosyć ograniczony dostęp. Aż tu nagle na osiedlu powstała drogeria Jasmin z pełniutką szafą Eveline, a zaraz za rogiem, czyli na toruńskiej starówce otworzyło się Hebe, również pełne
Eveline, tak więc teraz mam w czym wybierać :). Testowanie rozpoczęłam od tuszu do rzęs, który jeszcze w zeszłym roku kupiłam w zestawie z pudrem prasowanym. Z zestawu bardziej interesował mnie puder, ale niespodziewanie okazało się, że to właśnie mascara stała się moim ulubieńcem. Dla mnie jest to produkt idealny - niesamowicie wydłuża moje rzęsy, pogrubia je, daje na prawdę świetny efekt. Niestety po kilku godzinach tusz lubi delikatnie się osypać, ale jest to na tyle "delikatne", że zupełnie mi nie przeszkadza. Cena oczywiście jest bardzo przyjazna dla naszego portfela - około 13zł, tak więc zachęcam do przetestowania na własnych rzęsach :).
zdjęcie z: www.eveline.pl
To co obiecuje nam producent:

Nowa mascara Eveline Cosmetics łączy w sobie specjalistyczną formułę z rewolucyjną konstrukcją szczoteczki i udowodnionym działaniem.
Full volume lift up separation mascara:
  • imponujące pogrubienie – efekt 360
  • rzęsy uniesione do 45 stopni
  • perfekcyjna separacja bez efektu grudek
Innowacyjna, błyszcząca formuła FIBERLAST 16h z mineralnymi pigmentami i prowitaminą B5 sprawi, że Twój makijaż będzie olśniewał przez wiele godzin.

Moim zdaniem obietnice spełnione! Co prawda nie wiem co ma znaczyć "efekt 360" i śmieszy mnie kosmiczna nazwa tuszu: Full volume lift up separation mascara (eeee Macarena!) ale tusz i tak bardzo lubię i wracam do niego cały czas.